Gdzie podziała się intensywność?

Gdzie podziała się intensywność?

Od wznowienia rozgrywek we Włoszech w czerwcu, Milan rozegrał 36 spotkań o stawkę do końca roku. Przerwa między sezonami przeznaczona na odpoczynek i przygotowania do nowego sezonu, oraz pewnego rodzaju reset wynosiła (tylko) 46 dni, od tego momentu do końca grudnia piłkarze Piolego rozegrali 22 mecze w trzy miesiące, doliczając do tego przerwy reprezentacyjne.

Ten okres polockdownowy był bardzo dobrym czasem dla sympatyków Rossonerich, dziewięć remisów jedna porażka i dwadzieścia sześć zwycięstw, mecze wygrywane w bardzo dobrym stylu i po bardzo dobrej grze. Główną przewagą nad resztą drużyn była bardzo wysoka intensywność co przekładało się na duszenie rywala pressingiem, wymienność pozycji w ofensywie i wbijanie kolejnych goli. Wszystko jednak ma swoją cenę, mało odpoczynku fizycznego i psychicznego sprawiał że Milan lekko spuszczał z tonu i był coraz mniej groźny. Grudzień - 4 mecze i (aż) dwa remisy z Genoą i Hellasem, te mecze były o tyle ciężkie, że fakt Rossoneri dominowali totalnie, ale nic nie wpadało dodatkowo to rywale strzelali, co sprawiło że trzeba było dać z siebie jeszcze więcej. Potem przyszedł mecz z Sassulolo, które gra też ciężką dla rywali ofensywną piłkę, a na koniec roku bardzo ciężki i emocjonujący mecz z Lazio. Czemu rozwodzę się aż tak nad końcem roku? Bo uważam że w tym momencie całe zmęczenie sięgnęło zenitu. Wszystko się skumulowało, kontuzje mięśniowe, przepychanie meczów i intensywność w grze która była bardziej epizodyczna niż dominująca. Zatrzymując się chwilę przy kontuzjach, wiele osób obwinia o nie sztab oraz MilanLab, spoglądając jednak szerzej właśnie wiele zrywów podczas meczu, dużo kilometrów i mało odpoczynku sprawiły że piłkarze nie potrafią z tych problemów wyjść, a ciśnienie na wynik nie pomaga przy wyborze składu.

Nieważne jak zaczynasz a ważne jak kończysz, rok Milan zaczął od gładkiego 2:0 z Benevento ale potem przyszedł mecz z Juve, gdzie brak intensywności dał o sobie bardzo znać i oto pierwsza porażka w lidze. Po sześćdziesięciu minutach opadliśmy z sił jak w zeszłorocznych derbach w lutym, czego efektem była porażka. Mecze z Atalantą, Spezią oraz Interem na przestrzeni miesiąca, miały kilka wspólnych mianowników - niska intensywność, kontuzje oraz nieskuteczność. Każda druga piłka - przegrana, każda piłka stykowa - przegrana, wysoki pressing który był kluczem? Spóźniony i nieskuteczny, wyjście spod pressingu tylko długim podaniem a potem przegrana druga piłka i strata, tak w kółko.

Pioli mówił w wywiadach że nie ma problemu z przygotowaniem fizycznym, Calabria natomiast że bez podstawowych zawodników, inne poruszanie się sprawia że ciężko grać to samo. Światełkiem w tunelu był mecz z Romą, gdzie można było powiedzieć że piłkarze biegali więcej i lepiej, natomiast spotkanie z Udine pokazało mimo słabego wyniku (1:1) powrót do normalności. W meczu z Hellasem, który jest w tym sezonie czarnym koniem rozgrywek i ma realne szanse na Europę, można rzec że wrócił stary dobry Milan który potrafił zaatakować z każdej strony, atakować wysoko, strzelać i przede wszystkim dominować.  Zobaczymy w najbliższych dwóch tygodniach czy, te trzy ostatnie spotkania były zwiastunem powrotu gry na najwyższych obrotach czy chwilowy zryw, a czeka nas dwumecz w Lidze Europy z Manchesterem United. W lidze będziemy podejmować ekipy Napoli i Fiorentiny . Pozytywem jest to że mecz z United oraz drużyną Gattuso gramy u siebie co na pewno pomoże w odpoczynku. Jest duża szansa że do składu wrócą prawdopodobnie  Ismaël Bennacer, Ante Rebić, Mario Mandziukić, Theo Hernandez oraz przede wszystkim Hakan Çalhanoğlu.


fot. sport.onet.pl

Komentarze

  • avatar
    Michał
    Aleks chyba poczuł się dotknięty uwagami jednego z kolegów Milanistow I postanowił pokazać, że potrafi? ;)

    Bardzo ciekawy tekst.